Odrobina przekory - 10 pytań do Oli Płocińskiej
Graficzna synteza i spojrzenie na siebie i otoczenie z przymrużeniem oka sprawiają, że plakaty i książki Oli Płocińskiej natychmiast podbijają serca dzieci i dorosłych, którzy w lot rozpoznają w nich sytuacje ze swojego życia. Artystka opowiada o swojej artystycznej drodze, wolności, jaką daje tworzenie książek dla dzieci i ulubionych miejscach w rodzinnym Poznaniu.
1. Opowiedz o swojej drodze twórczej, czy zawsze chciałaś zajmować się ilustracją książkową?
Od czasów przedszkolnych chciałam rysować, a później studiować na ASP. Nie wiedziałam dla siebie innego sensownego zajęcia. Kiedy zaczęłam studia na Wydziale Grafiki wcale nie starałam się zaczepić w świecie książek dla dzieci. To przyszło naturalnie wraz z propozycjami od wydawców i autorów. I tak już zostało.
2. Skąd pomysł na Prosiaczka – bohatera Twojej autorskiej serii książek?
To był zupełnie spontaniczny pomysł. Wydawczyni pierwszej zilustrowanej przeze mnie książki ("Mrówka wychodzi za mąż" wyd. Czerwony Konik), zaproponowała mi stworzenie autorskiej książki na dowolny temat.
Nie miałam konkretnego pomysłu ani doświadczenia, ale wydawało mi się oczywiste, że skoro lubię rysować prosiaki - to zrobię o nich książkę. Stereotypowo ich wizerunek nie był zbyt pochlebny, a to bardzo mądre i urocze zwierzęta, więc chciałam to zmienić. I tak, trochę z przekory, powstał Prosiaczek.
- Ola Płocińska
3. Czy najpierw powstała fabuła opowieści o Prosiaczku, czy jako pierwsze stworzyłaś szkice postaci?
Zawsze zaczynam od pisania, żeby najtrudniejszą część mieć jak najszybciej za sobą. Z książką o Prosiaczku nie było to trudne, bo na jedną stronę przypada tylko jedno zdanie. Zawsze lubię mieć najpierw tekst, niezależnie od tego, jak dużo trzeba go napisać.
4. Co sprawia Ci największą radość w pracy nad wydawnictwami dla dzieci?
Wolność. Wydawcy książek dla dzieci - przynajmniej ci, z którymi mam szczęście pracować - dają mi dużo swobody, ufają moim pomysłom i są otwarci na dyskusję, jeśli nie we wszystkim się zgadzamy. To bardzo sprzyja pracy twórczej.
- Ola Płocińska
5. Pracujesz w domu, w pracowni, czy w biurze?
Mam za sobą kilka lat pracy w domu. Teraz z koleżanką architektką wynajmuję pracownię na piątym piętrze kamienicy w samym centrum miasta. Choć przemieszczanie się po rozkopanym Poznaniu i wdrapywanie codziennie rano na piąte piętro bywa męczące, bardzo się cieszę, że mam pretekst do wyjścia i spotkania innych ludzi. Na wszelki wypadek mam w domu drugi komputer i drugie miejsce do pracy. Przydaje się szczególnie zimą, gdy jest ciemno, ponuro i nie chce się nigdzie ruszać.
6. Jak wygląda Twój dzień, gdy projektujesz i tworzysz? Czy masz swoje rytuały?
Mam dzieci, które narzucają mi rytm dnia. Pracuję od 9 do 15. Kiedyś zdarzało mi się nadrabiać zaległości po nocach, teraz raczej nie mam już na to ani siły, ani ochoty. W czasie pracy słucham radia albo muzyki, ale nie mam ponadto innych rytuałów. Może poza tym, że w czasie pracy nikt nie może patrzeć mi w komputer.
7. Artyści, których podziwiasz?
Marysię Dek za to, ile charakteru mają w sobie rysowane przez nią zwierzęta. Pawła Mildnera i Agatę Królak za sposób, w jaki projektują książki dla dzieci. Joasię Bartosik za jej rysowane kreską postaci, które idealnie oddają stan umysłu freelancera.
8. Twoje prace powstają analogowo czy cyfrowo?
Wyłącznie cyfrowo, co jest powodem mojego nieustannego poczucia winy, że już nie rysuję odręcznie. Obiecuję sobie, że to się zmieni.
9. Z której książki, ilustracji lub projektu jesteś najbardziej dumna?
Najbardziej oczywista odpowiedź brzmi, że z tych najnowszych projektów, bo są najbliższe mojemu aktualnemu myśleniu o ilustrowaniu.
"Z zaskoczeniem odkryłam, że jestem nadal bardzo zadowolona z pierwszych książek o Prosiaczku ("Pierwsze urodziny prosiaczka" i "Drugie urodziny prosiaczka"), które ukazały się już ponad 10 lat temu. Mają w sobie surowość, której już nie potrafię odtworzyć w moich ostatnich ilustracjach, a która nadal wydaje mi się atrakcyjna wizualnie".
- Ola Płocińska
10. Poleć nam swoje ulubione miejsca w Poznaniu.
Bardzo lubię kino Muza (które mieści się w bramie przy ulicy św. Marcin) za wspaniały kameralny klimat i pyszną kawę, którą można zabrać ze sobą na seans. Lubię też zielone tereny wokół Jeziora Maltańskiego. Im dalej od miasta i jeziora, tym mniej ludzi i więcej zieleni. Mieszkam w okolicy, więc często z nich korzystam. Z bardziej przyziemnych przyjemności przychodzi mi na myśl kawiarnia Pączuś i Kawusia na poznańskim Łazarzu. Dobrze, że mieszkam daleko od tego miejsca, bo inaczej jadałabym tam pączki codziennie.
Projekty nadruków i opakowań Oli Płocińskiej